
Poniżej przytaczamy treść artykułu.
Oczekiwanie na dzień, gdy po 15 czy 25 latach służby osiągnie się prawa emerytalne, niejednemu policjantowi dłuży się jak cała wieczność. Ale są i tacy, którzy czasu nie liczą i dają się nieść fali. Dzięki takiemu podejściu służba przestaje być obowiązkiem i staje się przywilejem. Trzeba tylko to sobie uświadomić.
– Nigdy nie odczułem, żeby służba jakoś negatywnie rzutowała na to, jak funkcjonuje nasz dom. Ojciec doskonale czuł się w mundurze i w nim go zapamiętałem. Chodził w nim i do pracy i gdy był już po godzinach, był z niego dumny. To były takie czasy, że stróże prawa cieszyli się ogromnym szacunkiem społecznym. I nie mam na myśli strachu przed panem władzą, lecz autentyczny szacunek, na który sobie zasłużył tym, jakim był człowiekiem – wspomina.
W 1986 r. młody obywatel Marek Dominiak był już po ślubie, a rok później urodziło mu się pierwsze dziecko – syn Krzysztof. Wtedy zaczął myśleć o tym, żeby pójść w ślady ojca. Co ciekawe, nie były to zamiary motywowane wyłącznie romantycznym poczuciem powołania, ale także twardą kalkulacją.
– W 1988 r. wynajmowałem od PGR-u malutkie mieszkanie, w którym zamieszkiwaliśmy z żoną i dwuletnim Krzysiem. Warunki lokalowe były bardzo trudne i musiałem coś z tym zrobić, żeby poprawić nasz los. Złożyłem dokumenty, dostałem się. Po kursie podstawowym w Szczecinie, który trwał aż 11 miesięcy, wróciłem w swoje rodzinne strony. Otrzymałem znacznie lepsze mieszkanie służbowe, w którym mieszkamy do dziś. Już za chwilę dokonały się przemiany ustrojowe i zostałem policjantem. Mogę więc powiedzieć, że służę dłużej, niż istnieje nasza formacja – przyznaje.
Zapytany o służbę w czasach transformacji, weryfikacje funkcjonariuszy MO i nastawienie społeczeństwa do byłych milicjantów, a obecnych policjantów, aspirant sztabowy odpowiada: – W chwili, gdy dokonywały się przemiany, byłem na kursie podstawowym i w ciągu kilku miesięcy zostałem słupeckim policjantem – i to od razu dzielnicowym. Jeśli byłem weryfikowany, to nic na ten temat mi nie wiadomo. Wszystko dokonywało się płynnie, nie było rewolucji z dnia na dzień, raczej ewolucja. Dalej robiliśmy swoje, służąc społeczeństwu, najlepiej jak umieliśmy. W tym czasie byłem dzielnicowym, bardzo lubiłem tę funkcję i wiem, że byłem szanowany przez mieszkańców, których obsługiwałem. Nie było łatwo – prowadziliśmy postępowania, cała dokumentacja na maszynach do pisania – czasem z powodu jakiegoś błędu trzeba było przepisywać całą stronę od nowa. To była służba na trzy zmiany – gdy jeszcze dojeżdżałem do Słupcy, bywało, że zimą w nocy godzinami czekałem na pociąg. Ale satysfakcja z pracy z ludźmi w moim rejonie wynagradzała te niedogodności.
Asp. szt. Marek Dominiak ostatecznie odnalazł się na stanowisku technika kryminalistyki i więcej zmian specjalizacji nie planuje. Technika kryminalna to hermetyczna i wąska dziedzina. Tu nie musi być szybko i dużo, ale musi być dokładnie. Technicy mają wizerunek tajemniczych samotników, jednak asp. szt. Dominiak łamie ten stereotyp.
– Cały czas ciągnie mnie do ludzi, szczególnie lubię pracować z młodzieżą. Chętnie biorę udział w spotkaniach organizowanych przez dzielnicowych lub kolegów z wydziału zajmującego się nieletnimi i profilaktyką społeczną. Odkrywam przed dziećmi tajniki pracy technika kryminalistyki, pokazuję im, jak zabezpiecza się ślady. Młodzi ludzie są zapraszani do naszej jednostki, innym razem my odwiedzamy ich w szkołach, zdarzają się nawet epizody w grach terenowych organizowanych przez władze naszego miasta. Ale to wszystko jest możliwe tylko wtedy, gdy jest na to czas. A bywa, że jest go zdecydowanie za mało. Wraz z kolegami z dwóch innych powiatów tworzymy zespół techników kryminalistyki. Jeśli jest dyżur, bywa że na oględziny muszę jechać nawet 70 km. A jeśli zdarzeń jest kilka, to i przejechanych kilometrów może być dużo, dużo więcej – opisuje.
Bilans 35 lat służby w Policji wydaje się jednak bezdyskusyjnie dodatni. Co o tym świadczy? Pogodna na co dzień mina asp. szt. Marka Dominiaka oraz historia jego rodziny, która – jak to historia – lubi się powtarzać.
– Mój syn Krzysztof od 16 lat jest policjantem, technikiem kryminalistyki jak ja. To że chciał iść w moje ślady, to dla mnie ogromna satysfakcja – to znaczy, że chyba dałem radę jako ojciec. Córka Natalia jest w klasie mundurowej i w tym roku pisze maturę, a potem będzie starała się dostać do Policji – mówi z nieukrywaną dumą.
No i są jeszcze wnuki, które przebierają się już w mundury. I nawet jak dziadek na urlopie przyjedzie do Poznania i zabierze je swoim autem na lody, to zobaczą, że w stacyjce na kluczyku wesoło dynda brelok z logo „Policja”.
Tomasz Dąbrowski
Mareczku drogi teleskopie życzę wytrwałości i dużo zdrowia
A kobiety walczące o swoje prawa pałką teleskopową błogosławił ?
Jemu została tylko paleczka