Bogata historia stolarstwa Stankiewiczów ze Słupcy ukryta jest w kilkudziesięciometrowym warsztacie na ulicy Okopowej. To bez wątpienia ogromna wiedza przekazywana od kilku pokoleń, a także i pasji.
Stanisław Stankiewicz od dziecka patrzył na ciężką pracę swojego taty Hieronima. Tak się zrodziła miłość do drewna, a dokładnie do pracy w drewnie. Po latach prowadzenia prężnie działającego warsztatu pierwotny, odziedziczony jeszcze po ojcu postanowił przenieść na ulicę Okopową. Tu zdecydowanie były lepsze możliwości lokalowe. To był schyłek lat 70-tych. Właśnie to miejsce pracy Stanisława na Okopowej stało się przodującym ówczesnym zakładem stolarskim w mieście. Każda maszyna, każda część, przy pomocy której „rodzą się” stolarskie arcydzieła ma tutaj swoje miejsce. – Z biegiem lat oczywiście unowocześniałem swój zakład, zakupując profesjonalne maszyny, które znacznie ułatwiały nam pracę. W 1984 wprowadziłem się do domu obok warsztatu. I wówczas znów wszystko miałem na miejscu – mówi pan Stanisław.
A czym tak naprawdę jest zawód stolarza dla naszego rozmówcy? Sporo ludzi budzi się z ponurą myślą, że musi pójść do pracy, albo boją się zmienić ją na taką, którą będą wykonywać z przyjemnością. Na szczęście w tym przypadku sprawa obiera zupełnie odwrotny bieg. – Zawsze z chęcią wchodziłem do zakładu. Codziennie, już nawet teraz na emeryturze wstaję i drzwi warsztatu otwieram punktualnie o 7 rano, tak samo jak przez parędziesiąt ostatnich lat. Nie było dnia żebym tam nie zajrzał – mówi z lekkim uśmiechem. – W zawodzie, który się lubi, codziennie wstaje się z przyjemnością i z energią. Dodam, tak dla ciekawostki, że przez 30 lat mieliśmy pracownika, który ani razu nie był objęty zwolnieniem lekarskim. Mógł pracować cały tydzień. Tak lubił swoją pracę, chyba nie mniej niż ja – tłumaczy dalej.
Ale jak mówi, w zawodzie, który się kocha, nie wystarczy sama pracowitość, trzeba też dobrze poznać duszę drewna i mieć przede wszystkim talent. Bo to przecie szlachetne tworzywo! – Powiem nieskromnie, że o drewnie wiem wszystko. Studia również pomogły mi zawodowo. Znam cały mechanizm powstawania drewna, tworzenia, a nawet suszenia… No właśnie, wie pani, że drewno się kurczy? Że nigdy nie wysycha w całości, że zawsze przystosowuje się do wilgotności panującej w danym miejscu czy otoczeniu? Że na przykład dąb schnie tyle lat, ile centymetrów grubości ma drewno? A schnie nie ze względu na słońce , ale na wiatr? Taką wiedzę zgłębia się latami. Kiedyś wilgotność drewna mierzyło się na „przysłowiową rękę”. Teraz są do tego odpowiednie wilgotnościomierze. Każde stolarskie nasze „dziecko” ma swój określony projekt. Nie ważne czy był to fotel i stół do domu, czy okno czy konfesjonał czy też ołtarz do kościoła. Te ostatnie, nie ukrywam, są najbardziej czasochłonne i skomplikowane, ale przynoszą największą satysfakcję. Projekt musi być zatwierdzony przez konserwatora zabytków i nawiązywać również do stylu, w jakiem kościół został wybudowany. To istotne i najważniejsze! Nie jest tajemnicą, że w każde moje dzieło wkładam i serce i duszę, a który jest mi najbliższy? To ołtarz barokowy zbudowany do kościoła parafialnego w Sompolnie. Sam nie wiem jak to wszystko spuetować. Te lata moje ciężkiej i wytężonej pracy… Ale również lata satysfakcji zawodowej. Może jedynie tak, że czuję się spełniony i zadowolony… Teraz tę tradycję kultywuje syn Bartek, który pokochał tę profesję myślę, że tak bardzo jak ja, kiedy byłem jeszcze dzieckiem – powiedział.
A my podsumowując możemy zacytować jedno znaczące zdanie Konfucjusza „wybierz sobie zawód, który lubisz, a nigdy nie będziesz zmęczony”. – Ja od siebie tylko dodam, że w świecie stolarzy mówi się, że „to zawód dumny, od kołyski aż do trumny” – dodał kończąc.
Panie Stasiu, dziękujemy za miłe spotkanie i z okazji 75. urodzin życzymy szczęścia, pomyślności, zadowolenia, pogody ducha oraz co – dużo zdrowia i energii.