Był nietuzinkowy, zawsze wesoły, ale i wymagający. Śmierć, jak każda przyszła niespodziewanie. Kilka dni odszedł wspaniały muzyk, były członek Zagórowskiej Orkiestry Dętej – Grzegorz Piotrowski.
Wieloletni muzyk, puzonista Zagórowskiej Orkiestry Dętej; także instruktor nauki gry na instrumentach dętych blaszanych.
– Ś.P. Grzegorz w latach 2006 – 2008 współpracował z M-GOK, z dyrektorem Stanisławem Przydrygą i ze mną kapelmistrzem Orkiestry. Dzięki Niemu, we współpracy z Adamem Nyszlerem, Robertem Żurańskim i Mariuszem Marcjanem udało się nam wprowadzić do Orkiestry kilkunastu młodych członków grających na instrumentach dętych blaszanych; były to dziewczęta i chłopcy z Trąbczyna, Osin, Zagórowa i okolicy. Ja wówczas uczyłem na instrumentach dętych drewnianych w miejscowościach Zagórów, Szetlewek, Kopojno. Pan Grzegorz, lubiany przez młodzież, był skutecznym instruktorem w nauce gry na: puzonach, altach, trąbkach, tenorach i basie. Zapamiętamy Cię jako puzonistę, wokalistę, gitarzystę, instruktora i kolegę. Spoczywaj w Pokoju i graj dalej w Wiecznej Niebiańskiej Orkiestrze! – tak wspomina Go Wojciech Grzeszczak.
Z kolei jego brat Andrzej, były kapelmistrz zagórowskiej formacji Grzegorza wspomina jako uzdolnionego orkiestranta. W 1974 roku kiedy pan Andrzej wstąpił do orkiestry grali w niej, również ojciec i brat Grzegorza. Była to bardzo muzykalna rodzina. Grzegorz był uzdolniony muzycznie, grał w orkiestrze na saxhornie czyli tenorze, ale też na akordeonie, gitarze basowej. Służbę wojskową odbył w Orkiestrze Wojskowej w Powidzu, zdobywając wysokie umiejętności gry na puzonie.
– Potrafił dzielić się z młodszymi kolegami wiedzą muzyczną i umiejętnością gry, ucząc ich gry na puzonie. Był dumny ze swoich uczniów Rafała i Roberta kiedy na 3 puzony wykonywali popisowe partie w marszu ,,Johny’’.
Grzegorz był współautorem największych sukcesów Orkiestry Dętej OSP w Zagórowie na przełomie lat 70 i 80-tych, kiedy to orkiestra zdobywała nagrody na kilku ogólnopolskich konkursach orkiestr strażackich. Wspierał, również kapelmistrza Henryka Burdę jako tamburmajor. W 1989 roku przejąłem od niego prowadzenie orkiestry, zaś on był czynnym orkiestrantem i instruktorem. Zawsze mogłem liczyć na jego wsparcie i koleżeńską pomoc. Takich talentów muzycznych się nie zapomina…
Może warto przypomnieć pewne humorystyczne zdarzenie, kiedy Grzegorz przyszedł na zbiórkę orkiestry , a nie dotarł z nami na pożegnanie Biskupa. Wszyscy zastanawiali się dlaczego nie ma puzonisty. Po powrocie okazało się, że został prze nieuwagę zamknięty przez innego orkiestranta w świetlicy – wspomniał.
Współpracował również ze słupecką orkiestrą dętą. Muzyka towarzyszyła mu przez całe życie.
Rodzinie zmarłego składamy wyrazy współczucia.