Media społecznościowe, dokładnie Facebook, zostały użyte w witkowskiej kampanii samorządowej po raz pierwszy na większą skalę w 2016 r., kiedy niespodziewanie witkowianie musieli wybrać nowego burmistrza po przedwczesnej śmierci śp. Krzysztofa Szkudlarka. Wydaje się, że rozmach tej kampanii w internecie jest jednak o wiele większy?
Tak, to prawda. Wszyscy, a na pewno większość kandydatów postawiła na komunikację z mieszkańcami za pośrednictwem mediów społecznościowych. I to chyba dobrze, ale przyglądając się niektórym relacjom, wpisom oraz komentarzom zastanawiam się czy to ma jakiekolwiek granice.
Czyli nie jest Pan jednak zwolennikiem dialogu? Taki zarzut pojawił się na piątkowej debacie.
Chyba po prostu inaczej rozumiem znaczenie słowa dialog. W ciągu ostatnich kilku dni, w zasadzie po pierwszej turze, mam wrażenie, że w Witkowie wybucha afera za aferą: ten szantażuje jednych, inny zastrasza jeszcze kogoś. A my generalnie – jako samorząd – i teraz mówię to w imieniu tych wszystkich, którzy przez ostatnie 30 lat, krócej bądź dłużej, pracowali dla lokalnej społeczności, byliśmy nietransparentni, by nie powiedzieć, że mamy coś złego na sumieniu. To duża przesada. Rozumiem, kampania wyborcza ma swoje prawa, tylko jak to odbije się na naszej społeczności po wyborach. Mieszkamy tu jeden obok drugiego, znamy się. A to się kolegujemy, a to robimy ze sobą interesy. Nie rzadko jesteśmy ze sobą rodziną. Martwię się o nasze relacje, gdy opadnie już kampanijny kurz.
Czyli Marek Wiatrowski jest ofiarą hejtu?
Nie, nie Marek Wiatrowski. Tylko Marek Wiatrowski, Krzysztof Szoszorek, mój dotychczasowy szef – Marian Gadziński. Dostało się nawet nieżyjącemu Krzysztofowi Szkudlarkowi. Proszę zwrócić uwagę na sposób w jaki jedni piszą dziś o innych, i to raczej nic miłego, delikatnie rzecz ujmując. Jakie słowa i obelgi padają w komentarzach. Aż nie sposób nie zapytać o granice wolności słowa, ale to oddzielna kwestia.
Nikt nie wygrał jednak dotąd z internetowym hejtem. Pan chce z nim walczyć?
Faktycznie nikt jeszcze z hejtem nie wygrał. Ja tym bardziej walczyć nie zamierzam. Jeżeli publicznie powie Pan, że czegoś nie zrobił, to faktycznie jest tak jakby się Pan do tego przyznał. Mam zaprzeczać, że nie zrobiłem lub nie napisałem czegoś, albo komuś czegoś nie powiedziałem. Zapytałem w trakcie debaty, powtórzyłem to w niedawno nagranym filmie i mówię teraz, że dziś wybór naszej społeczności to doświadczenie i wiedza kontra młodość oraz brak wiedzy. To jednak nie są wykluczające się żywioły. Sądzę, że mam wiele do zaoferowania naszej gminie i naszemu miastu, a Pan Krzysztof spore pole do nauki. Nie wykluczone, że za 5, 10 lat to On będzie murowanym faworytem do fotela burmistrza. Na razie jednak powinien poznać ten samorząd, nauczyć się pracy samorządowca. Po prostu boję się, że co niektórzy chcą nam wszystkim zaserwować eksperyment: wybierzmy młodego, a później to jakoś będzie. I z tym „jakoś” mam właśnie problem. Stać nas na takie eksperymenty na żywym organizmie?