– Kończąc moją marokańską przygodę, jeszcze na chwilę chciałabym wrócić do kolorowego i pachnącego tysiącami przypraw Fezu – tymi słowami kolejną część kurierowych podróży zaczyna Marta Szygenda z Kotuni.
Fez wielu nazywa cesarską perłą Maroko. Może i tak, jednak jak już wspomniała podczas poprzednich części Marrakesz zrobił na niej dużo większe wrażenie. Fez to milionowa metropolia, która w przeszłości pełniła funkcję stolicy Maroka. Obecnie jest ważnym ośrodkiem kulturowym, religijnym i turystycznym. Fez jest ogromnym węzłem komunikacyjnym, więc bez żadnych problemów dostaniemy się tam z każdego większego miasta Maroka.
– Medynę w Fezie otaczają dawne mury obronne wraz z licznymi bramami miejskimi. W zaludnionym Fezie – jednym z naszych punktów wyprawy i ciekawych miejsc do zwiedzenia była Błękitna Brama – zwana inaczej Bab Bou Jeloud (ze względu na swoje piękne kafelkowe, niebieskie zdobienia – od strony zewnętrznej, a od strony medyny – zielone) jest chyba tą najczęściej fotografowaną i pojawiającą się zwykle na folderach reklamujących Fez. Wchodząc przez nią do Fes el Bali warto chwilę odetchnąć w kawiarni na niewielkim placyku tuż przed nią. Można stąd zrobić ciekawe zdjęcie z bramą oraz minaretami pobliskiego meczetu i medresy Bu Inania. Przekraczając Bab Bou Jeloud można oczywiście wejść w świat souków (czyli tamtejszych targów), oferujących przeróżne wyroby od torebek po pantofle i nawołujących sprzedawców. Można stąd przejść bezpośrednio do serca medyny, czyli Dzielnicy Andaluzyjskiej z jej słynnym meczetem – wspomina Marta.
Dodaje, że podstawowym must have do kupienia podczas pobytu w Maroku są przyprawy. Kraj ten słynie z ich produkcji na światową skalę. Dostępne są świeże, poszczególne gatunki, które można czasem zmielić od razu po zakupie, jak także gotowe mieszanki, dostępne w niskich cenach. Najlepiej we wszystkie pamiątki wyposażyć się na soukach – miejskich targowiskach, po których sam spacer przerodzi się w niezapomniane wspomnienie. – Jeśli chodzi o tamtejszą kuchnię, to obowiązkowo trzeba spróbować tadżin, w różnych wariantach z kurczakiem, jagnięciną czy wołowiną, ale trzeba patrzeć również na świeżość, szczególnie przygotowywanego mięsa. Ceny są naprawdę zadowalające, bowiem od 4 do 7 euro w lokalnych restauracjach można naprawdę smakowicie pokosztować tamtejszych specjałów. Mnie osobiście do gustu przypadła również lokalna zupa z pomidorów. Uwielbiałam też jedzenie na targach, gdzie od samego wąchania przypraw człowiek niemal od razu robił się głodny. Kosztowało to czasem grosze, bo na straganie ulicznym za 1 euro można było zjeść naprawdę coś niezwykle aromatycznego i pysznego! Plus do tego świeże owoce, warzywa i soki… Cudo po prostu – powiedziała kończąc tę część Marta.