
– Martwy przepis – tak Piotr Gałan, dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Strzałkowie ocenia nowe rozwiązania dotyczące nauczania religii w szkole.
Nowe przepisy od września nie tylko ograniczają ilość godzin religii z dwóch do jednej w tygodniu, ale wskazują też, że lekcje te powinny odbywać się na początku lub końcu zajęć danej klasy. W przypadku dużych szkół zorganizowanie zajęć tylko na pierwszej i ostatniej godzinie wydaje się problematyczne. – Technicznie jest to nie do zrobienia. Moim zdaniem to martwy przepis – ocenia Piotr Gałan, dyrektor ZSP w Strzałkowie. Wskazuje jednak na „furtkę” w przepisach, dzięki której z organizacją lekcji religii w nowym roku szkoła sobie poradzi. – Przepisy mówią, że religia ma być na pierwszej albo ostatniej godzinie w oddziałach, w których nie wszyscy uczniowie uczęszczają na te zajęcia. W naszej szkole takich oddziałów jest niewiele – mówi dyrektor i dodaje, że w praktyce plan lekcji od września, pod kątem lekcji religii, niewiele będzie się różnił od obecnego.
Podobnie nowe przepisy ocenia Andrzej Bernat, dyrektor Szkoły Podstawowej w Zagórowie. Zwraca uwagę, jak musieliby pracować katecheci przy założeniu, że lekcje religii byłyby tylko na początku i końcu zajęć. – Czyli nauczyciel miałby przyjść na jedną godzinę rano, potem czekać kilka godzin w szkole, by zrealizować jeszcze jedną godzinę na koniec dnia? Ktoś chciałby tak pracować? To przecież jest niewykonalne – twierdzi dyrektor. W praktyce jednak od nowego roku niewiele się zmieni, bo wszystkie klasy zagórowskiej podstawówki w pełnym składzie chodzą na religię. Podobnie jak w Strzałkowie, dyrektor skorzysta więc z możliwości organizowania lekcji religii pomiędzy innymi zajęciami.
Inaczej sprawę ocenia Lidia Drop, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 w Słupcy. Zwraca uwagę, że od zawsze, w miarę możliwości, szkoły miały obowiązek organizować lekcje religii na początku albo na końcu zajęć. – I dotychczas w większości nam się to udawało, przy dwóch godzinach w tygodniu. Myślę, że przy jednej godzinie nie będzie to stanowić dla nas żadnego problemu – mówi pani wicedyrektor.
„Czyli nauczyciel miałby przyjść na jedną godzinę rano, potem czekać kilka godzin w szkole, by zrealizować jeszcze jedną godzinę na koniec dnia? Ktoś chciałby tak pracować? To przecież jest niewykonalne” – to jest jego praca, za darmo nie robi.
To nie jest żaden nauczyciel. To osoba indoktrynująca nasze dzieci. Jak mu nie pasi to do zielieni miejskiej.
Religia powinna być w salkach katechetycznych przy Kościele na koszt proboszcza.
Chodziłem na religie 1 godzina tygodniowo na salkę przy Kościele i z tego tytułu nie czuję się gorszym
Skoro kościół szuka wyznawców a Watykan zarabia krocie na tacy i operacjach giełdowych nie widzę problemu aby lekcje religii odbywały się w kościele lub salkach katechetycznych na koszt Kurii. W końcu każdy wierny to potencjalny dobrowolny podatnik więc inwestycja powinna się zwrócić. Ciekawe czy wtedy tak chętnie kościół by uczył religii??? Biznes to biznes albo wyjdzie na plus a gorzej jak inwestycja by się nie zwróciła 🙂
Dlaczego dzieciaki chodzą na religię? Bo im rodzice każą i dziadki byłyby oburzone jakby ich zwolnili. Kościół niesamowicie ustawił ten system indoktrynacji oraz bezpodstawnego poczucia winy. Ale jest nadzieja. W dużych miastach już się ludzie obudzili i mało kto dzieciaki do religii przymusza jak to u nas na zaściankowej słupeckiej wsi.
Jeśli czyta to młodzież to zachęcam do szczerej rozmowy ze starymi. Macie przecież wolną wolę a ten czas lepiej poświęcić na coś bardziej sensownego.