– Z pięknymi wspomnieniami pożegnaliśmy wyspę południową i przylecieliśmy do miasta Auckland na wyspie północnej. Ciągle jeszcze w tym samym składzie zarezerwowaliśmy nocleg u nowozelandzkiej rodziny, wynajęliśmy auto osobowe i ruszyliśmy do słynnej wioski Matamata, a właściwie do filmowego miejsca Hobbiton – największej i najbardziej rozreklamowanej atrakcji wyspy północnej, gdzie rozgrywała się akcja „Władcy Pierścieni” – tymi słowami kolejną część kurierowych podróży zaczyna Patrycja Jóźwiak ze Słupcy.
Już sama okolica zrobiła na nich ogromne wrażenie, bezkresne pastwiska, mnóstwo malowniczych pagórków i masa różnych odcieni zieleni, krajobrazy jak z bajki, nic więc dziwnego, że to właśnie ta lokalizacja została wybrana na wioskę hobbitów, gdzie mieszkali filmowi bohaterowie Bilbo, Frodo i cała reszta.
– Podczas zwiedzania miasteczka poczuliśmy się jak na planie filmowym, otwieraliśmy charakterystyczne drzwi domków i zaglądaliśmy do środka, siadaliśmy na małych hobbickich krzesłach, podziwialiśmy wypielęgnowane ogrody, był nawet wielki, słynny dąb pośrodku, dokładnie taki jak w filmie. Spacerując po wiosce, widzieliśmy pranie wiszące na sznurkach, jedzenie zostawione na stołach, konfitury i miody, wszystkie te detale sprawiały jakby hobbici dalej tam mieszkali, a osadę opuścili tylko na chwilę. Przeżyliśmy naprawdę fantastyczny spacer po filmowej, magicznej wiosce i aż chciało nam się tam przeprowadzić i zamieszkać w jednym z małych, kolorowych domków. Na koniec przewodnik zaprowadził nas do gospody, gdzie mogliśmy spróbować piwa warzone specjalnie na premierę filmu – wspomina Patrycja.
Wrócili do Auckland, aby nie tracić czasu postanowili rozejrzeć się trochę po największym mieście Nowej Zelandii. Jak każda większa metropolia, Auckland ma swoją wieżę widokową, oni jednak postanowili podziwiać panoramę miasta ze wzgórza Mount Eden – to wygasły wulkan, obecnie porośnięty trawą, z którego podziwiali widok na miasto i zatokę, z opcją za darmo.
– Takich wulkanów w okolicy jest aż 48, wiele z nich otoczonych jest bujnymi lasami i parkami. Najsłynniejszy z nich park Zatoki Hauraki obejmuje 1,2 miliona hektarów wybrzeża, morza i wysp. Skarbem zatoki jest wyspa Waiheke, oaza słynnych winnic i złotych plaż, którą odwiedziłam sama, ponieważ pozostała część mojego teamu wybrała rozrywki i zakupy w mieście. Wyspa znajduje się zaledwie 40 min od centrum Auckland. Dostałam się tam promem, już sama podróż była wielką atrakcją, ponieważ mogłam podziwiać piękno miasta z perspektywy wody. Krajobraz trochę przypominał widoki z Sydney i wycieczkę promem na Manly Beach. W 2016 roku Wyspa Waiheke została uznana przez Lonely Planet (wydawnictwo podróżnicze) za miejsce godne odwiedzenia. Ja o wyspie dowiedziałam się od Kasi, Polki poznanej w Australii, o której wspominałam w poprzednich częściach. Większą część wyspy zwiedziłam busem, a pierwszym miejscem jakim odwiedziłam była piękna, złota plaża, jakby zarezerwowana wyłącznie dla mnie, ponieważ nie było tam nikogo. Brakowało mi tych ciepłych promieni słonecznych, o których pamiętałam jeszcze z Australii. Na wyspie północnej było zdecydowanie cieplej niż na wyspie południowej. Kolejnym punktem zwiedzania była wizyta w jednej z ponad 30 znajdujących się na wyspie winnic – Wild Estate Wines, gdzie mogłam zdegustować pyszne wina i lokalne przetwory: konfitury i miody. Klimat wyspy służy winoroślom, które są delikatnie schładzane przez bryzę morską w upalne i suche lato, winogrona mogą spokojnie i powoli dojrzewać, dzięki temu wina są smaczne i często nagradzane. Butelki z trunkami z Waiheke raczej trudno dostać w Polsce, największymi zagranicznymi odbiorcami win są Australia i Azja. Czas spędzony na wyspie minął w mgnieniu oka, jeden dzień to zdecydowanie za mało, aby odkryć piękno wyspy. Zrelaksowana spokojem, jaki doznałam na wyspie wróciłam do miasta z butelką Chardonnay – dodaje.
Ostatnią atrakcją, jaką doświadczyła Patrycja na wyspie północnej była jaskinia Waitomo Glowworm Caves, która słynie z wyjątkowych mieszkańców, jaskinie zasiedlają świecące muchówki Arachnocampa luminosa. Rodzaj ten jest endemiczny i występuje tylko w jednym miejscu na ziemi w nowej Zelandii i Australii. – Muchówki świecą w stanie larwalnym, w którym są przez większość swojego życia, dlatego też jaskinia jest stale rozświetlona. Płynęliśmy łodzią w ciszy i ciemności, podziwiając, tysiące niebieskich, światełek. W jaskini był zakaz robienia zdjęć, dlatego ten przyrodniczy fenomen, pozostał tylko w naszej pamięci. Żegnamy się z Nową Zelandią szczęśliwi, z głowami pełnymi niesamowitych wspomnień i nadzieją, że jeszcze kiedyś tu wrócimy. Bye, bye NZ! – powiedziała kończąc.