Leszek Zajfert obchodził tego dnia urodziny. Mimo długiej reanimacji nie udało się go uratować. Rodzina zmarłego jest zadowolona z opieki lekarzy i nie ma żadnych zastrzeżeń do ich pracy. – Oni robili naprawdę wszystko, co dało się zrobić, żeby go uratować – mówi siostra Leszka, Barbara.
– Urodził się tego samego dnia, co umarł. Mama przygotowała nawet tort w domu, bo Leszek wyjechał i miał wrócić, ale już nie wrócił… W niedzielę planował jechać ponownie do pracy w Niemczech. Dzień przed umówił się do fryzjera na godz. 13.30, wcześniej zabrał kolegę i pojechali razem do kantoru do Słupcy, aby wymienić walutę. Nagle źle się poczuł, stracił przytomność i upadł na chodnik. Kolega wyszedł z auta, podniósł go i zadzwonił na pogotowie.
Po krótkiej chwili oczekiwania zdecydował jednak sam przewieźć Leszka do szpitala. Wysiedli i szli w stronę wejścia, jednak Leszek przewrócił się tuż przed nim na trawę. – Jak dojechałam to tam go reanimowali przez około 40 minut. Lekarz napisał, że przyczyna śmierci jest nieznana, bo tak naprawdę to oni nie wiedzą, a my nie chcieliśmy, żeby mu robili sekcję – mówi siostra pana Leszka, Barbara.
Dodaje przy tym, że wbrew temu co krąży w przestrzeni publicznej, rodzina Leszka jest zadowolona z opieki lekarzy i nie ma żadnych zastrzeżeń do ich pracy. – Oni robili naprawdę wszystko, co dało się zrobić, żeby go uratować. Tak samo ten kolega zrobił wszystko, żeby Leszek żył. Także jeżeli ktoś coś opowiada innego, to są zwykłe głupoty, bo podejście lekarzy i służby zdrowia było naprawdę super, a to że nie udało się go uratować to na pewno nie była ich wina. Podejście policjantów także bardzo delikatne, bardzo taktowne – podkreśla siostra zmarłego.
Leszek Zajfert urodził się 9 lipca 1986 r. w Słupcy w rodzinie Henryka i Marii (z d. Siwińska). Od dziecka wychowywał się wraz ze starszym rodzeństwem – bratem Markiem (ur. 1974 r.), siostrą Barbarą (ur. 1976 r.) oraz bratem bliźniakiem Pawłem – w Koszutach, gdzie rodzice prowadzą gospodarstwo rolne. W Koszutach Leszek ukończył szkołę podstawową, a następnie – w Słupcy – szkołę zawodową, i zdobył zawód kucharza.
Wspólnie z bratem Pawłem przez jakiś czas pracował jako kelner w dawnej restauracji Grodzisko na rynku w Słupcy. Jednak jego prawdziwym powołaniem była praca w budowlance. Po ukończeniu szkoły zatrudnił się w firmie Artura Bekera i kilka lat spędził na różnych budowach w Poznaniu. Następnie, przez długi czas pracował w Niemczech. Miał opinię dobrego budowlańca, docenianego przez pracodawców, w Niemczech nawet był majstrem i nadzorował pracę pozostałych robotników.
Najbliżsi mówią, że z natury był pracowitym, uczciwym i odpowiedzialnym człowiekiem. Jeżeli się czegoś podejmował to doprowadzał do końca. – Myślał, że jak on jest uczciwy to wszyscy ludzie będą tacy uczciwi jak on. Zawsze mu tłumaczyłam, że niestety to tak nie jest. Ludzie są różni – mówi pani Barbara. Wspomina, że brat był bardzo opiekuńczy, rodzinny.
– Zawsze wiedziałam, że mogę na niego liczyć, w każdej sytuacji. Z bliźniakami, jak jeszcze byli mali, razem się bawiliśmy, chociaż jestem dużo starsza od nich, a później to oni zabierali mnie i moją córkę na wczasy. Najlepsze nasze wczasy, które wspominam, to były w Zakopanem. Oni z Pawłem byli bardzo zżyci, dopóki w ich życiu nie pojawiły się kobiety to nawet pokój i telefon mieli wspólny i nigdy się nie pokłócili.
Leszek przygotował wraz z bratem imprezę rodzinną z okazji 18. urodzin córki pani Barbary, Alicji. – Alicja też jest z lipca, urodziła się dzień przed nimi. To oni zorganizowali jej osiemnastkę, w ogrodzie, z balonami. Leszek bardzo chciał, żeby ona miała to zrobione inaczej niż wszyscy. Dlatego córka bardzo przeżyła śmierć Leszka.
Jego prawdziwą miłością była motoryzacja. Lubił dobre auta i dobre perfumy. Zarabiał dobrze, więc było go na to stać. Był duszą towarzystwa, miał dużo znajomych i kolegów. Korzystał z życia, lubił imprezy. Przy tym wszystkim doceniał ludzi, zwracał się do nich z szacunkiem, nikomu nie ubliżał. W ostatnich latach rodzice przepisali na niego kilkuhektarowe gospodarstwo rolne wraz z domem. Pomagał ojcu urządzić piękny ogród z oczkiem wodnym i pomostem. Planował też ułożyć sobie życie, miał narzeczoną przez cztery lata, ale rozstali się. – To bardzo zaważyło na jego życiu. Od tamtej pory bardzo się zmienił. Nigdy nie miał poważniejszych problemów zdrowotnych, leczył się jedynie na nadciśnienie.
Pogrzeb Leszka Zajferta odbył się we wtorek (12.07.) w Koszutach. Zmarłego żegnała rodzina, znajomi, sąsiedzi i przyjaciele. Bliskim Leszka Zajferta składamy kondolencje i wyrazy współczucia.